Kasztanowy ludzik
Idzie jesień, a z nią przepiękne kolorowe liście, idealna aura do klimatycznych zdjęć oraz kasztany. Książka Soren Sveistrup pt. “Kasztanowy ludzik” sprawi, że nigdy już nie spojrzysz na kasztany i dziecięce twory w ten sam sposób.Robienie ludzików z kasztanów było wręcz obowiązkową zabawą, gdy przychodziła jesień. Dwa kasztany, kilka zapałek i ludzik gotowy. Najgorszym skojarzeniem, jakie może wywołać taka zabawa jest wbicie sobie czegoś w palec podczas tworzenia otworów na zapałki. Czy da się drastycznie zmienić podejście do tych słodkich ludzików? Soren Sveistrup nie ma z tym najmniejszego problemu.
W Kopenhadze zostaje znalezione okrutnie okaleczone ciało młodej kobiety. Sprawę przydzielono jednej z najbystrzejszych detektywów Naii Thulin, a jako partnera wyznaczono jest oddelegowanego karnie z Europolu Marką Hessa. Ta na pozór niedobrana musi zbadać wszelkie nawet najdrobniejsze poszlaki, aby znaleźć winnego. Wszystko wydaje się jasne, oczywiste, do czasu, gdy pojawiają się kolejne ofiary, a na wszystkich miejscach zbrodni zostają znalezione kasztanowe ludziki. Na domiar złego w sprawę zostaje zamieszana minister spraw społecznych. Co odkryją detektywi? Czemu zabójca zostawia kasztanowe ludziki przy ciałach swoich ofiar?
Akcja książki rozwija się dość wolno, czytelnik jest zmuszony do odkrywania każdego najmniejszego nawet szczegółu z bohaterami. Jakby tego było mało w książce pojawiają się retrospekcje, które czasami wybijają z rytmu czytania i sprawiają, że osoba czytająca może się pogubić. Myślę, że to byłby na tyle zarzutów do książki. Pomimo jej znacznej objętości i złożoności książka wciąga a jej gabaryty nie są aż tak przerażające, gdy człowiek zacznie się wkręcać w historię, a każdy kolejny ślad znaleziony przez detektywów zamiast wydawać się nużący, nic nieznaczący i do tego mylący detektywów okazuje się niezwykle ważny w ujęciu przestępcy. „Kasztanowy ludzik” wywarł na mnie pozytywne wrażenie głównie ze względu na złożoność całego przedsięwzięcia oraz skrupulatności przestępcy. Nie udało mi się wytypować „tego złego” chociaż szukałam w odpowiedniej grupie bohaterów.
A jeżeli mowa o bohaterach – główni bohaterowie są cudowni. Każda z postaci ma dość złożoną historię życia oraz charakter, a praca nie jest jedynym czynnikiem, która ich definiuje. Plusem okazało się także, że autor nie zamieszał w sprawę członków rodziny pary detektywów. Autor zdecydował się na dość dokładne przedstawienie wielu postaci, co z jednej strony jest zaletą, a z drugiej wadą.
Podczas czytania „Kasztanowego ludzika” miałam mały kryzys czytelniczy mniej więcej w połowie powieści, kiedy moim jedynym pragnieniem było odłożenie książki i sięgniecie po coś innego, jednak na szczęście przełamałam się, a druga połowa powieści była naprawdę dobra, a akcja się zagęściła.
Dużą zaletą jest klimat powieści – jesień, tworzenie kasztanowych ludzików, co wydaje się radosną dziecięcą zabawą i w tym wszystkim zabójca, który krzywdzi matki w niewiadomym celu. Myślę, że to przejście między dziecięcą niewinną zabawą, a zbrodnią i krzywdą jest uderzający.
Myślę, że „Kasztanowy ludzik” nadaje się na długie jesienne wieczory (najlepiej z kasztanowym ludzikiem na stole, który sprawi, że ciarki przejdą po plecach). Powieść nie jest aż tak przytłaczająca, jak by wskazywały na to jej gabaryty, a od drugiej połowy jest świetna. Mam wrażenie, że wyraźnie widać, że autor jest osobą, która wcześniej pisała scenariusze, gdyż podobne rozwinięcie akcji można spotkać w filmie czy serialu. Swoją drogą trafiłam na artykuł, w którym padła informacja, że książka zostanie zekranizowana przez Netflix (jak tylko się pojawi na pewno trafi na moją listę do obejrzenia). „Kasztanowy ludzik” otrzymuje ode mnie 8/10 gwiazdek.
Sięgnięcie po „Kasztanowego ludzika”?
Z cieplutkimi pozdrowieniami na jesienne wieczory
WyśniłamSen
Komentarze
Prześlij komentarz
Będzie nam bardzo miło jeśli podzielisz się z nami swoim zdaniem :)