Czarcie słowa
W walentynki miała miejsce premiera książki „Czarcie słowa” polskiego autora Grzegorza Wielgusa. W związku z tym, że czytałam pierwszą część przygód brata Gotfryda oraz rycerzy Jaksy i Lamberta – „Pękniętą koronę”, nie było innej opcji – musiałam ją przeczytać, żeby dowiedzieć się czy książka jest lepsza od swojej poprzedniczki. Jeżeli macie ochotę przeczytać moją opinię o pierwszym tomie – klik, a tymczasem zapraszam do mojej opinii o „Czarcich słowach”.
Przenieśmy się do roku 1279 do Austrii. Król Rudolf Habsburg dla uspokojenia wasali po krwawej wojnie organizuje turniej rycerski. Na zawody jako reprezentacja Polski przybywają także Jaksa Gryfita oraz Lambert z Myślenic. Jednak atmosfera na zamku nie jest najlepsza – wystarczy jeden nieodpowiedni ruch, aby od nowa wszcząć wojnę. Na domiar złego po pobliskich lasach i traktach postrach sieje demon słów – Titivillus. Do pokonania demona zostaje wezwany inkwizytor i dominikanin – brat Gotfryd. Tym sposobem inkwizytor wraz z dwójką przyjaciół stają ramię w ramię do walki zarówno z demonem jak i bardziej zawoalowanym złem, które skrywa się w pod osłonką turnieju. Kim jest tajemniczy potwór terroryzujący austriackie doliny? Czy ktoś ucierpi podczas turnieju?
„Czarcie słowa” są kolejną częścią historii o dominikanie i jego towarzyszach. Ogromną zaletą tych książek jest fakt, że zupełnie nie jest potrzebna wiedza o tym co stało się w „Pękniętej koronie” żeby zabrać się za lekturę „Czarcich słów”. Wszelkie fakty, które są potrzebne do zrozumienia historii są podane na kartach powieści.
Autor zdecydowanie postawił na większą ilość akcji niż w „Pękniętej koronie”, co jest ogromną zaletą. Akcja nie dłuży się, a książkę czyta się naprawdę przyjemnie, o ile lubi się opisy walk – włącznie z konkretnymi pchnięciami. Podczas czytania wyraźnie widać, że autor dogłębnie zbadał temat techniki walki, kodeks rycerski, zasady panujące w czasach średniowiecza oraz historię. Na kartach książki mieszają się fakty oraz fikcja. Większość bohaterów to postacie zaczerpnięte z historii, dzięki czemu z powodzeniem możemy przeczytać notki o życiu króla Rudolfa czy Reinmarze von Brennenberg (w Wikipedii znalazłam także notatkę o Jaksie, ale nie jestem 100% pewna, że to jest ten, o którym mowa na łamach książki).
Bohaterowie są dobrze wykreowani przez co można się z nimi utożsamić. Postać Gotfryda w dalszym ciągu jest bardzo tajemnicza, jednak tym razem autor uchyla rąbka tajemnicy i pozwala poznać fragment jego przeszłości, który zdecydowanie wpłynął na rozwój jego charakteru.
Fabuła również jest dużo lepiej przemyślana w poprzednim tomie. Dużą zaletą jest podział toku historii między aspekt dotyczący demona słów (który jest według mnie bardzo ciekawy ze względu na jego genezę) oraz aspekt dotyczący wydarzeń na turnieju rycerskim (tutaj podrzucam Wam link do informacji o Titivillusie – klik). Zaletą według mnie jest również podział na rozdziały w momencie, w którym naprawdę jest to konieczne, przez co rozdziały są dość długie.
Bardzo podobało mi się również to, że w książkę wpleciony jest dość specyficzny humor. A moje serce skradły powiedzonka Małopolskich rycerzy, a także ich niezwykle ciekawe przemyślenia. Podrzucę Wam poniżej jedno, moim zdaniem najciekawsze, z nich:
Podsumowując, „Czarcie słowa” są, moim zdaniem, książką lepszą i ciekawszą niż „Pęknięta korona”. Jest to książka, z którą warto się zapoznać, nie tylko ze względu na treść, lecz także żeby poznać twórczość polskich autorów. Powieść powinna spodobać się miłośnikom fikcji historycznej oraz kryminałów. „Czarcie słowa” są według mnie książką wartą przeczytania. Finalnie otrzymała ona ode mnie 7/10 gwiazdek.
Lubicie średniowieczne klimaty?
Koniecznie dajcie znać w komentarzach!
Pozdrawiam
WyśniłamSen
Przenieśmy się do roku 1279 do Austrii. Król Rudolf Habsburg dla uspokojenia wasali po krwawej wojnie organizuje turniej rycerski. Na zawody jako reprezentacja Polski przybywają także Jaksa Gryfita oraz Lambert z Myślenic. Jednak atmosfera na zamku nie jest najlepsza – wystarczy jeden nieodpowiedni ruch, aby od nowa wszcząć wojnę. Na domiar złego po pobliskich lasach i traktach postrach sieje demon słów – Titivillus. Do pokonania demona zostaje wezwany inkwizytor i dominikanin – brat Gotfryd. Tym sposobem inkwizytor wraz z dwójką przyjaciół stają ramię w ramię do walki zarówno z demonem jak i bardziej zawoalowanym złem, które skrywa się w pod osłonką turnieju. Kim jest tajemniczy potwór terroryzujący austriackie doliny? Czy ktoś ucierpi podczas turnieju?
„Czarcie słowa” są kolejną częścią historii o dominikanie i jego towarzyszach. Ogromną zaletą tych książek jest fakt, że zupełnie nie jest potrzebna wiedza o tym co stało się w „Pękniętej koronie” żeby zabrać się za lekturę „Czarcich słów”. Wszelkie fakty, które są potrzebne do zrozumienia historii są podane na kartach powieści.
Autor zdecydowanie postawił na większą ilość akcji niż w „Pękniętej koronie”, co jest ogromną zaletą. Akcja nie dłuży się, a książkę czyta się naprawdę przyjemnie, o ile lubi się opisy walk – włącznie z konkretnymi pchnięciami. Podczas czytania wyraźnie widać, że autor dogłębnie zbadał temat techniki walki, kodeks rycerski, zasady panujące w czasach średniowiecza oraz historię. Na kartach książki mieszają się fakty oraz fikcja. Większość bohaterów to postacie zaczerpnięte z historii, dzięki czemu z powodzeniem możemy przeczytać notki o życiu króla Rudolfa czy Reinmarze von Brennenberg (w Wikipedii znalazłam także notatkę o Jaksie, ale nie jestem 100% pewna, że to jest ten, o którym mowa na łamach książki).
Bohaterowie są dobrze wykreowani przez co można się z nimi utożsamić. Postać Gotfryda w dalszym ciągu jest bardzo tajemnicza, jednak tym razem autor uchyla rąbka tajemnicy i pozwala poznać fragment jego przeszłości, który zdecydowanie wpłynął na rozwój jego charakteru.
Fabuła również jest dużo lepiej przemyślana w poprzednim tomie. Dużą zaletą jest podział toku historii między aspekt dotyczący demona słów (który jest według mnie bardzo ciekawy ze względu na jego genezę) oraz aspekt dotyczący wydarzeń na turnieju rycerskim (tutaj podrzucam Wam link do informacji o Titivillusie – klik). Zaletą według mnie jest również podział na rozdziały w momencie, w którym naprawdę jest to konieczne, przez co rozdziały są dość długie.
Bardzo podobało mi się również to, że w książkę wpleciony jest dość specyficzny humor. A moje serce skradły powiedzonka Małopolskich rycerzy, a także ich niezwykle ciekawe przemyślenia. Podrzucę Wam poniżej jedno, moim zdaniem najciekawsze, z nich:
Patrzcie: słód to zboże, skiełkowane, prawda, ale też w piekarniach się też takiego używa. Do chleba też się wody dodaje, ale mniej. Podobnie drożdży. Ja tak imaginuje sobie, że piwo to taki chleb w płynie. Potrawa bezmięsna, sycąca oraz wielce pożyteczna dla tych, co na przykład cierpią z powodu bolących zębów.
Podsumowując, „Czarcie słowa” są, moim zdaniem, książką lepszą i ciekawszą niż „Pęknięta korona”. Jest to książka, z którą warto się zapoznać, nie tylko ze względu na treść, lecz także żeby poznać twórczość polskich autorów. Powieść powinna spodobać się miłośnikom fikcji historycznej oraz kryminałów. „Czarcie słowa” są według mnie książką wartą przeczytania. Finalnie otrzymała ona ode mnie 7/10 gwiazdek.
Lubicie średniowieczne klimaty?
Koniecznie dajcie znać w komentarzach!
Pozdrawiam
WyśniłamSen

Komentarze
Prześlij komentarz
Będzie nam bardzo miło jeśli podzielisz się z nami swoim zdaniem :)